wtorek, 4 lutego 2014

rozdział 2

           Przerażenie. Suchość w gardle. Momentalne przyspieszenie akcji serca. Mokre od potu dłonie. Rozszerzone źrenice. Takie są objawy nagłego ukłucia strachu, a raczej przerażenia. Ale jest jeszcze jeden, najgorszy. Paraliż. Jongin nie mógł się ruszyć, kiedy zimny pot spłynął mu po plecach. Dokładnie widział otwór lufy, z którego wystawała końcówka czerwonej strzałki. Miał wrażenie, że na sekundę wyostrzył mu się wzrok, by mógł to zobaczyć, ale wiedział, że to po prostu nagły przypływ adrenaliny. Nieprzyjemnej adrenaliny, nie tej, która uaktywniała się wtedy, gdy potrzebował mocnej dawki energii, ale tej, która przejmowała kontrolę nad jego ciałem i zmieniała je w zupełnie bezużyteczny szkielet, co w tym momencie było dla niego bardzo niekorzystne. Czarnowłosy snajper celował idealnie w jego pierś. Jongin zauważył, że doskonale zdawał sobie sprawę, iż został nakryty, ale nic sobie z tego nie robił. To nawet lepiej dla niego, przynajmniej jego ofiara nie była w stanie się ruszyć, co tylko ułatwiało mu załatwienie zlecenia. Przygotowywał broń do wystrzału, zamykając wszystkie zabezpieczenia i ustawiając niewielki tłumik tak, żeby nikt nie zorientował się, że w ogóle był jakiś strzał. To bardzo pomocne urządzenie, bo nigdy nie lubił siać paniki wśród tłumu. Jonginowi za to zniknął gdzieś naturalny zwierzęcy zmysł ucieczki, a zostało tylko poczucie, że właśnie został złapany w idealną wprost pułapkę. Nie chcę tak zginąć. Nie zasłużyłem na śmierć w tak młodym wieku. Co ja zrobiłem, że tak to ma się skończyć? myślał, nawet nie będąc w stanie ruszyć palcem. Nie wiedział tylko, czy to co trzyma w rękach fałszywy policjant na pewno służy do zabijania, czy może do czegoś innego. Teraz jednak był zbyt przerażony, żeby o tym myśleć. Jedyną rzeczą na jaką wysilał się jego mózg, było nieustanne krzyczenie: Ktoś chce do ciebie strzelić! On ma broń! Zaraz cię zabije!
- Hej, Jongin. Dobrze się czujesz? Niewyraźnie wyglądasz. – Yixing, chiński przyjaciel Sehuna z baru, nazywany przez wszystkich Layem dla łatwiejszej wymowy, spojrzał na niego sceptycznie. On nic nie wie. Jongin nie był w stanie nawet na niego spojrzeć Jego oczy wprost wczepiały się w długie, odziane w czarne rękawiczki palce snajpera, które właśnie w tym momencie miały pociągnąć za spust. Nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
Czas jakby nagle się dla niego zatrzymał. Nabieranie powietrza w płuca było ogromnym, spowolnionym wysiłkiem, który, zamiast pomóc, jeszcze bardziej obciążył i obezwładnił jego ciało, sprawiał, że było jak worek wypełniony jakimś płynem, nie da się go złapać, bo się wyślizguje, a jednocześnie jest tak ciężki, że podniesienie go sprawia trudność nawet najsilniejszym z ludzi. Czerwona strzałka, wystrzelona z karabinu, zbliżała się w spowolnionym jak na filmach tempie, prześcigając się z szybkością mrugnięcia okiem. Jongin już wtedy był pewny, że umarł, a jego dusza odlatuje wysoko w górę, lub spada na sam dół, czego nie mógł stwierdzić, zajęty tylko myślą o zbliżającej się dawce bólu, okropnej czerwieni, krzywdzącej jego ciało, wbijającej się boleśnie w jego serce. Ale zamiast tego wszystkiego poczuł tylko na plecach czyjś ciężar, drobne ręce oplatające ciasno jego szyję, a przy uchu gorący oddech, którego zapach przypominał zmieszanie mięty z alkoholem i wesoły śmiech, tak bardzo charakterystyczny tylko dla jednej osoby. Nie dało się go pomylić z nikim innym. Baekhyun. Natychmiast upadł na twardą podłogę, powalony siłą przyjaciela, jego kolana stuknęły głucho o parkiet, co spowodowało promieniujący ból w obu nogach. W następnej chwili, magicznie odzyskawszy zdolność poruszania się, jego mózg i serce zadziałały w podwójnych obrotach, uświadamiając mu co się właśnie stało i co może zaraz się stać, jeśli dalej będzie leżał na ziemi z pijanym i rechoczącym Baekiem na plecach, postarał się więc zrzucić z siebie ciało jego zbyt nachalnego w tej chwili kolegi i wstać do pionu. Zdał sobie jednak sprawę, że ten właśnie przez przypadek uratował mu życie.
- Staaary, skąd się tu wziąłeś? A zresztą nieważne, mam nadzieję, że widziałeś mój cudooowny występ, na pewno masz już ciasno, hmmmm? – Baekhyun nie za bardzo przejął się faktem, że właśnie zleciał na zimne kafelki i jego ciało powinno go boleć, a Jongin był zbyt zajęty próbą ratowania się z lokalu, żeby teraz mu odpowiedzieć. Żeby w ogóle myśleć o czymś tak błahym. W jednej chwili wstał szybko na równe nogi i złapał za ręce Baekhyuna i Sehuna, nie myśląc nad tym co robi. Po prostu chciał się ratować, a wiedział, że jego pijani przyjaciele w stanie, w jakim są, nie za bardzo mu pomogą, ale nie chciał ich zostawiać samych. Kątem oka dostrzegł snajpera, który już ładował kolejny pocisk, żeby tym razem trafić do celu. Jongin przełknął ślinę i obrócił się do wyjścia. Jeszcze sekundę rozglądał się po pomieszczeniu, żeby znaleźć innych fałszywych policjantów czyhających na jego życie, ale kiedy nie dostrzegł nikogo, pospiesznym, pewnym krokiem wyszedł z budynku przy akompaniamencie stawiania się przyjaciół i ich nieprzyjemnych jęków. Na dworze było zimno, ale to tylko dodało mu orzeźwienia, żeby działać dalej. Myślał gorączkowo. Szybko otworzył samochód i wrzucił dwójkę przyjaciół na miejsce pasażera, samemu wsiadając za kierownicę.
- Musicie się jakoś pomieścić. – mruknął, kiedy Sehun i Baekhyun nie mogli wygodnie usiąść w dwójkę na jednym siedzeniu. Jego samochód miał tą jedną wadę, że był malusieńki, choć właśnie dlatego go kupił. Teraz jednak przydałoby mu się coś większego niż zwykły smart.
- Dlaczego nas zabrałeś? Wypuść naaas. – zawodził Baekhyun, więc Jongin szybko zablokował drzwi przyciskiem, żeby nie wyszli. Włączył silnik, głuchy na protesty siedzących obok niego i ruszył przed siebie, wciskając ostro pedał gazu. Dopiero kiedy wjechał na główną ulicę tej części miasta, chcąc jechać w kierunku domu młodszego, zrozumiał, że zabieranie ze sobą swoich przyjaciół nie miało najmniejszego sensu. Gdyby ich tam zostawił, jego potencjalny zabójca nawet nie zwróciłby na nich uwagi i zostawiłby ich w spokoju, a teraz im także coś może zagrażać. Jongin przeklął swoją głupotę. Włączył się do ruchu na obwodnicy seulskiej, zupełnie nie wiedząc gdzie teraz jechać. Najgorsza jednak była świadomość, że w lusterku dokładnie widział twarz snajpera, który prowadził czarne bmw kilka samochodów za nim. Jego serce biło szybko, powodując skok ciśnienia. Wiedział, że musi go jakoś zgubić, ale nie miał pojęcia jak. I nie wiedział gdzie mógłby teraz pojechać. Jeśli odwiezie przyjaciół do ich domów, zabójca na pewno wykorzysta wiedzę, gdzie się znajdują, ale jeśli pojedzie do siebie, zabierając przyjaciół ze sobą, mógłby całą trójkę uśmiercić w bardzo łatwy sposób. Jednakże, nawet jeśli po odwiezieniu Sehuna i Baekhyuna do ich mieszkań zostawiłby ich w spokoju, mógłby później próbować im coś zrobić. Jognin zastanowił się jeszcze nad możliwością pojechania do kogoś innego, żeby u znajomego zostawić przyjaciół, a samemu uciec do swojego mieszkania, ale wtedy przez przypadek mógłby niepotrzebnie narazić kolejną niewinną w tej sprawie osobę, zwiększając liczbę potencjalnych ofiar swojego prześladowcy. A nie chciał, żeby umarł ktokolwiek. Nawet nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Zagryzł dolną wargę, maltretując ją swoimi zębami. To był drugi jego na pozór niewinny nawyk, którego chciał się pozbyć, ale nie był w stanie. Robił to nieświadomie, a sytuacja taka jak ta nadawała się idealnie, żeby wrócić do tego małego nałogu.
            Po kilku minutach spokojnej jazdy po obwodnicy Jongin spróbował wyrzucić z głowy wszystkie swoje domysły, bo każdy z nich prowadził do tego samego. Skupił się na drodze, natychmiast patrząc w lusterko. Snajper wciąż uparcie jechał za nim, ale nie atakował. Chłopak pomyślał chwilę. Jeśli na ulicy są w miarę bezpieczni, to mogą zostań na niej tak długo, jak tylko dadzą radę. Co oznacza, że Jongin może w końcu wykorzystać umiejętności swojego mikroskopijnego samochodu. Na szybko obmyślił nowy plan, który zakładał wjazd w każdą najmniejszą uliczkę najbardziej zawiłych dróg w ciemnych i rozległych dzielnicach miasta, żeby zwyczajnie zgubić ich prześladowcę, a kiedy mu się to uda, odwieźć przyjaciół do ich domów i po powrocie do siebie dopilnować, żeby zachować spokój i trzeźwy stan umysłu. Inaczej nie da się działać w takich kryzysowych sytuacjach jak ta.
            Chłopak machnął głową, żeby odrzucić wpadającą mu w oczy grzywkę na bok, po czym dodał gazu. Lawirował między kolejnymi autami, wyprzedzając je co chwilę. Wielki samochód snajpera, mimo na pewno lepszego silnika, nie był w stanie zmieścić się w żadną wolną lukę między innymi pojazdami, przez co Jongin coraz bardziej się od niego oddalał. Na ostatnim zjeździe do miasta zdążył skręcić w bok i, ledwo unikając zderzenia z ciężarówką, zjechał na boczny wiadukt, po czym, przekraczając wszelkie dozwolone prędkości w mieście, zaczął wdrażać swój plan w życie. Skręcał w każdą możliwą i w miarę znaną mu uliczkę, żeby tylko uciec jak najdalej od czarnego bmw, które, jak zdążył zauważyć, ledwo za nim nadążało. To jak zabawa w kotka i myszkę pomyślał Jongin i, mimo wielkiego strachu opanowującego jego ciało, zdołał się uśmiechnąć, szczęśliwy, że jego plan powoli zaczął działać. Zgrabnie kręcił kierownicą, krążąc między wieżowcami Seulu. Samochód jego prześladowcy znikał mu z pola widzenia, kiedy wjechał na malutką uliczkę, przeznaczoną dla skuterów. Jego serce zadudniło, kiedy okazało się, że to ślepa uliczka. Przeskakiwał oczami po mało znanej, ale jednak kojarzonej przez niego okolicy. Na desce rozdzielczej wyświetlała się aktualna godzina – 2:05. W pobliżu nie było żywej duszy, ale wrażliwe na najmniejszy odgłos uszy Jongina wyłapywały odległe powarkiwanie silnika czarnego bmw. Chłopak, w nagłym przypływie adrenaliny, spojrzał na przyjaciół. Spali, wtuleni w siebie jak para kochanków. Wiedział, że musiałby cofnąć się do głównej ulicy i okrążyć cztery wieżowce, żeby przejechać na drugą stronę. Gdyby tylko ta uliczka nie była zamknięta… Przeklął w myślach, kiedy niebezpieczne pohukiwanie silnika samochodu snajpera zbliżało się nieubłagalnie. Jongin przełączył bieg i, modląc się, żeby nie uszkodzić zawieszenia, przycisnął pedał gazu i z impetem wjechał na krawężnik. Samochód podskoczył, ale chłopak z ulgą wypuścił trzymane kilka sekund w płucach powietrze, kiedy Sehun i Baekhyun dalej spali, nie budząc się przez dziwne turbulencje. Chciał skarcić siebie, że postanowił przejechać przez zadbany trawnik nieznanego i na pewno bogatego osiedla, ale jednocześnie błagał w myślach mieszkańców, żeby żaden z nich nie obudził się i nie wyjrzał przez okno, żeby zobaczyć sprawcę nieprzyjemnego hałasu, a jednocześnie skulił się w sobie, chcąc uniknąć złowieszczego wzroku kamer, których, na szczęście, jak na razie nie widział. Jongin z cichym łupnięciem zjechał na uliczkę po drugiej stronie osiedla, zostawiając na zielonej trawie ziemiste ślady swoich kół. Postanowił, że w najbliższym czasie zrobi coś na cele charytatywne, żeby choć trochę odpłacić za swoje zachowanie, ale teraz jak najszybciej chciał stamtąd odjechać. Miał szczęście. Zdążył schować się za budynek, zanim fałszywy policjant, nie wjeżdżając na osiedlową uliczkę, zdołał go zobaczyć. Jongin nawet po drugiej stronie osiedla mógł usłyszeć jego wściekły krzyk, który najprawdopodobniej był chińskim przekleństwem.
            Jechał spokojnie, choć w jego głowie panował chaos. Ciężko było mu się skupić na drodze, co dopiero na przyjaciołach, którzy powoli zaczęli się budzić. Nie mógł wyrzucić z myśli pytań, które wprost zalewały jego umysł. Kto to był? Czemu chciał mnie zabić? A jeśli nie zabić, to co chciał zrobić? Dla kogo pracował? Czy w ogóle dla kogoś pracował, czy może zorganizował wszystko sam? Nie mógł przestać o tym myśleć. To było dla niego zbyt absurdalne.
- Jongin-ah? Gdzie jesteśmy? – wymruczał niewyraźnie Sehun, wciąż jeszcze będąc pod wpływem alkoholu. Przestraszony Jongin o mało co nie zjechał z drogi i uderzył w latarnię, ale jego refleks zadziałał na tyle szybko, że do tego nie doszło. Złapał mocno kierownicę i wbił wzrok w białe pasy na drodze, przemijające wraz z prędkością, z którą pokonywali kolejne kilometry.
- Niedaleko twojego domu. Odwożę was, bo zasnęliśmy w klubie.
- Naprawdę? Nie pamiętam tego… - młodszy niechlujnie podrapał się w czubek głowy i z niechęcią spoglądał na Baekhyuna, przylepionego do jego brzucha i śliniącego mu podkoszulek.
- Pewnie nic nie pamiętasz. Odpocznij, zaraz będziemy na miejscu. – głos Jongina wydawał się wyjątkowo opanowany w tej sytuacji, ale wynikało to po prostu z tego, że chłopak nie chciał straszyć Sehuna informacjami, których on i tak nie byłby w stanie przetrawić będąc na kacu.
- Powinieneś kupić sobie większe auto. Czemu to zawsze ja muszę robić za poduszkę dla tego idioty? – odpowiedział mu chłopak wyjątkowo przytomnie. Jongin zaśmiał się cicho, choć była to udawana scena. Sehun spojrzał na niego uważnie, wyłapując nutę nieszczerości w jego głosie, ale za chwilę jego oczy zmorzył sen. Jongin, uświadamiając sobie ciężkie brzemię bycia kierowcą odłożył na bok swoje sprawy i skupił się na drodze, wyrzucając z głowy nęcące pytania i uczucia.
            W niecałe pół godziny dotarł pod dom rodziców Sehuna. Ogromny, z wielkim ogrodem, przeszklonymi drzwiami i basenem na tyłach przypominał raczej miejsce zamieszkania jakiejś gwiazdy, a nie kogoś, z kim mógłby się zadawać Kim Jongin. Chłopak prychnął cicho, z rozbawieniem, przypominając sobie jak pierwszy raz tutaj był.
           
            Jongin był dziś umówiony z Sehunem na wspólne powtarzanie do nadchodzącego testu z trygonometrii. Co prawda, jemu nie sprawiał ten temat najmniejszych trudności, ale łatwo zauważył, siedząc czasami po lekcjach z Sehunem w bibliotece, że on ma z tym problem. Pomagał mu więc, ale jego przyjaciel narzekał na beznadziejną aurę szkolnej biblioteki, która zdaniem Jongina nie była wcale taka zła i ciągał go do siebie do domu. Po tygodniu namawiania Jongin w końcu uległ, nie będąc zadowolonym ze swojej mało rozwiniętej umiejętności asertywności.
- Mam nadzieję, że nie będziesz chciał zrobić sobie przechadzki po moim domu. Męczy mnie to, że każdy, kto do mnie przychodzi, musi sobie wszystko obejrzeć. – zaczął Sehun na pierwszej przerwie w dniu, w którym miało się odbyć spotkanie.
- Masz duży dom?
- W miarę. Jest po prostu dosyć nowoczesny.
- Więc ludzi to ciekawi.
- Mnie to nudzi. – Jongin uśmiechnął się na te słowa.
- Może gdybyś mieszkał tak, jak wszyscy inni, zrozumiałbyś ich zafascynowanie.
- Uwierz, chciałbym. – mruknął Sehun, po czym rozmowa zeszła na tematy ich nauki i tego, co będą chcieli jeść. Po rozmyślaniu, na którym zeszła im cała przerwa na lunch, w końcu ustalili, że zamówią pizzę.
- Jongin-ah, możesz mi wyjaśnić czemu unikacie mnie cały dzień. – Sehun uśmiechnął się głupkowato i zaczął grzebać w swoim telefonie, a wywołany tylko zgarbił się w sobie, bo Baekhyun, który teraz stał nad nim ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i wkurzonym wyrazem twarzy miał rację.
- Bo… - zaczął Jongin, odwracając się do przyjaciela. – widzisz, jest taka sprawa… chcieliśmy porozmawiać o- nie dokończył, bo w całym korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka.
- Już lekcja! No cóż, muszę uciekać. – Baekhyun mordował go wzrokiem, kiedy Jongin, udając aniołka, złapał swoją torbę i uciekł do klasy, zostawiając na pastwę losu Sehuna. Miał tylko nadzieję, że ten niczego mu nie wygada, bo wtedy z nauki nic im nie wyjdzie. Baek wpadłby do jego domu jak burza i na pewno zrobił jakąś imprezę. Nieważne, że to dom Sehuna. Baekhyun jest nieprzewidywalny, o czym Jongin już wiele razy zdołał się przekonać, więc stwierdził, że chociaż tą jedną rzecz będą musieli przed nim zataić, żeby im się udało. Więc Jongin miał naprawdę ogromną nadzieję, że młodszy nie puści pary z ust.
            Po skończonych zajęciach umówili się pod wielkim świerkiem, który był niedaleko baru mlecznego przy ich szkole, a przynajmniej takie informacje Sehun wysłał mu w smsie. Musieli jakoś ukryć się przed Baekhyunem.
- Mam nadzieję, że nie boisz się na to wsiąść. – usłyszał Jongin za plecami, czekając na przyjaciela w umówionym miejscu. Obrócił się i zobaczył go, siedzącego na czerwonej vespie. Jongin normalnie jeździł wszędzie komunikacją miejską, bo był jeszcze za młody, żeby mieć prawo jazdy. Nie mówiąc o kupnie samochodu. Za to skuter można prowadzić od 15 roku życia, dzięki czemu Sehun mógł spokojnie pozwolić sobie na jeżdżenie nim po mieście. No i na kupienie go.
- Trochę boję, ale przecież nie pozwolisz mi tu zostać, prawda? – zaśmiał się, odbierając od przyjaciela kluczyk do kuferka, z którego po chwili wyjął kask i wrzucił do niego swoją torbę.
- Mam się trzymać ciebie, jak na filmach? – spytał ze śmiechem, wskakując na miejsce za kierowcą.
- Dokładnie tak. Masz mnie mocno złapać i nie puszczać, bo zlecisz. – zażartował Sehun i ruszył, kiedy poczuł wokół pasa mocno zaciskające się na nim ręce Jongina, który mimo wszystko uwierzyć w to niewinne kłamstwo.
            Podróż nie była długa, bo przemierzanie niewielkich uliczek Seulu na zwinnym skuterze było dużo łatwiejsze, niż robienie tego samochodem, który, mimo większej szybkości, był dużo mniej poręczny. To właśnie ta jazda sprawiła, że trochę ponad rok później Jongin zdecydował się kupić smarta. Teraz jednak był zajęty przyczepianiem się do pleców Sehuna, który skrętnie omijał wszystkie samochody na drodze, dostarczając mu przy tym kilkusekundowych zawałów serca.
- Zwolnij, bo nas zabijesz! – krzyczał, ale siedzący z przodu Sehun tylko się śmiał, co Jongin raczej odczuwał pod sobą, niż słyszał. Świst powietrza zagłuszał wszystkie dźwięki.
            Jongin trzepnął Sehuna w głowę, kiedy tylko udało mu się zejść z tej diabelskiej maszyny, a jego przyjaciel pozbył się ochronnego kasku.
- Debil!
- Przecież jeżdżę nim od kilku lat, nie miałeś się czego bać. – Jongin wkurzał się, bo Sehun się z niego śmiał. To go irytowało, więc postanowił po prostu wziąć torbę z kuferka i wyjść z podziemnego garażu, który znajdował się pod rezydencją rodziny Sehuna. Przy okazji postanowił nie przywoływać do głowy widoku rzędu luksusowych samochodów, które tam zobaczył.
- Możesz wyjść na zewnątrz i wejść do domu głównymi drzwiami, ale na twoim miejscu po prostu wszedłbym po tych schodach. – krzyknął do niego przyjaciel, kiedy ten był już prawie przy drzwiach garażowych, zastanawiając się jak on ma je w ogóle otworzyć i wskazał mu ręką na drzwi, prowadzące prosto do hollu jego domu. Jongin spojrzał na niego wilkiem i, niczym księżniczka zadzierając nos do góry, powędrował schodami na górę. Na oślep kopnął nogą przestrzeń za sobą, kiedy za uchem usłyszał zduszony chichot. Niestety, chybił.
            Jonginowi zajęło chwilę zastanawianie się jak to jest żyć w miejscu, które z wyglądu bardziej przypomina laboratorium w nowoczesnych filmach science fiction, niż dom, aż w końcu przypomniał sobie o prośbie młodszego i oderwał się od wlepiania oczu w każdy szczegół i detal tego dziwnego pomieszczenia.
- Mamo, tato, jestem! – krzyknął nagle Sehun, strasząc przy tym swojego gościa, który drgnął na niespodziewane wołanie chłopaka. Zauważył jednak, że nikt nie odpowiedział.
- Chyba ich nie ma. – zauważył.
- Wiem. Nigdy ich nie ma. – Jongin był zdziwiony.
- Więc dlaczego to zrobiłeś?
- Nie wiem. Tak z przyzwyczajenia. Zawsze tak robię. Może kiedyś mi się poszczęści i będą, kiedy wrócę. – Jongin miał wrażenie, że wyczuł w jego głosie trochę smutku i zmęczenia, ale żadnej wściekłości. Może tak właśnie miało być?
- W każdym razie, jak ci się podoba? – Sehun zrobił nieokreślony ruch ręką, jakby chciał zagarnąć powietrze wokół siebie w swoje objęcia.
- Za dużo szkła i białego. Przydałyby się jeszcze jakieś inne kolory.
- To jest właśnie nowoczesny styl. Ale nie martw się, mój pokój jest inny. – Jongin przyznał się przed samym sobą, że był bardzo ciekawy wystroju pokoju Sehuna, ale też trochę się bał.
            Jak się potem okazało, zupełnie niepotrzebnie. Błękitne ściany, jasne meble i wielkie łóżko z czystą, białą pościelą były głównymi elementami w pomieszczeniu, ale największą uwagę przyciągały oryginalne dodatki. Na pustej przestrzeni ścian wisiały plakaty z różnymi zespołami, ale też z rysunkami i zdjęciami. Jongin z zaskoczeniem zauważył, że sam jest na kilku z nich. Na jednej z szaf leżał zdalnie sterowny helikopter, na innej kilka pluszaków, a obok piętrzyły się stosy książek, które nie mieściły się w biblioteczce i na półkach. Jasny, stonowany pokój opanowały kolory tęczy przez drobnostki, którymi został wypełniony, ale dzięki temu całość wydawała się przyjazna i miła.
- Mamy zamiar się uczyć, czy bawić w dekoratora wnętrz? – ziewnął Sehun, wskakując na swoje łóżko.
- Po prostu dziwi mnie, że tutaj jest zupełnie inaczej niż w innych częściach twojego domu.
- Tu jest normalnie. Tam nie.
- Nie mów tak. Nowoczesność jest bardzo ładna.
- Ale na dłuższą metę męcząca. – młodszy uciął rozmowę i pociągnął Jongina, który w tym momencie stał do niego tyłem, za tył koszulki, żeby upadł na materac obok niego. Po chwili obaj leżeli zawinięci w ciepłej kołdrze, gadając o wszystkim i o niczym, a książki wziąć leżały w torbach.
- Powinniśmy zacząć się uczyć, Sehun. Zawalimy, jeśli dalej będziesz chciał ze mną grać w łapki.
- Oj cicho. Jestem głodny, zamówmy pizzę. – Jongin nie mógł się z nim spierać, sam zjadłby konia z kopytami. Wygrzebali się z pościeli i poszli na dół, żeby znaleźć ulotkę, którą ostatnio Sehun wziął z jednej z pobliskich pizzerii. Wybierali dosyć długo, aż w końcu wzięli pizzę, której każdy kawałek był z zupełnie innymi dodatkami.
- Nie wiedziałem, że tak w ogóle można. – powiedział rozbawiony Jongin, kiedy Sehun skończył rozmowę z władczym „tylko szybko, bo inaczej naślę na was swojego prawnika”.
- Zawsze tak robię. Po co zamawiać zwykłą pizzę? To zbyt monotonne. – młodszy pławił się w śnieżnobiałych poduszkach kanapowych w salonie, cierpliwie czekając na dostawcę.
- To całkowicie normalne. Twoje życie jest zupełnie niemonotonne, a robisz jeszcze więcej, żeby je urozmaicić. Musisz się naprawdę nudzić. – Jongin wyglądał przez wielkie okno na ulicę. Było już ciemno. Sehun nie odpowiedział.
- Szkoda, że nie możemy się choć na chwilę zamienić. – usłyszał po kilku minutach ciszy. Zdziwiony, obrócił się do przyjaciela.
- Po co?
- Żeby zobaczyć jak wygląda inne życie.
- Sehun, masz kompleks inności, a tak naprawdę wcale nie różnisz się tak bardzo od innych ludzi. I przestań w końcu postrzegać to jako coś złego. – młodszy znów nie odpowiadał, wpatrując się w okno z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jongin usiadł obok niego i chciał mu zabrać chociaż jedną poduszkę, ale skończyło się na walce.
- Idź otworzyć. – jęknął Jongin, kiedy usłyszał dźwięk dzwonka, dochodzący sprzed bramy. Przygniatany przez Sehuna, który właśnie skończył dusić go jedną z poduszek, nie za bardzo miał jak się ruszyć. Młodszy zgrabnie zeskoczył na podłogę i wyszedł na zewnątrz, uprzednio biorąc w ręce klucze i pieniądze. Jongin uświadomił sobie, że zapomniał się dorzucić, więc kiedy Sehun wrócił, od razu zaczął go męczyć, żeby podzielili się ceną na pół.
- Jesteś moim gościem, a goście za siebie nie płacą. Nie w tym domu.
- Jesteś okrutny. Wiesz jak ja się z tym czuję?
- Mało mnie to obchodzi. – wyrzut Jongina nie podziałał na młodszego chłopaka, który niósł dwa parujące pudełka do salonu. Jongin prychał na niego, nosząc szklanki i picie, ale Sehun nic sobie z tego nie robić.
- No siadaj, bo chcę już jeść. – miauknął, włączając telewizję.
- Czy ty wziąłeś dwie XXL-ki? Przecież my tle nie zjemy!
- Ja sam zjem jedną, a jeśli ty nie poradzisz sobie z drugą, to ci pomogę. – Jongin definitywnie mógł stwierdzić, że Sehun jest chudą osobą, co jest zupełnie nieproporcjonalne do ilości jedzenia, które na co dzień spożywa. Dziura bez dna, jak to Baekhyun trafnie określił.
            Przez jakiś czas jednli w ciszy, bo po prostu byli wyjątkowo głodni, ale kiedy głód przeminął, a została im jeszcze cała jedna pizza, Sehun postanowił dalej uniknąć lekcji matematyki, a rozpocząć walkę na jedzenie. Jongin nigdy nie podejrzewałby takiego obrotu spraw. Skończyło się na tym, że cały salon i kuchnia były całe w pizzy, a sami chłopcy lepili się os sosu pomidorowego, chociaż obaj śmiali się z tego naprawdę głośno.
- Co ja mam z tym zrobić? Przecież nie wrócę tak do domu. – załamał się nagle Jongin, zjadając z palców resztki pizzy z pepperoni.
- Więc zostaniesz na noc! – Sehun radośnie wyrzucił ostatni kawałek pizzy w górę, po czym zbladł, bo nagle otworzyły się wejściowe drzwi, a w nich stanęli jego rodzice. Zapadła niezręczna cisza, podczas której Jongin doszedł do wniosku, że powrót rodziców Sehuna był zupełnie niezapowiedziany i żaden z nich o nim nie wiedział. A to, co potoczyło się dalej, wolał ominąć.
- Myślisz, że twoi rodzice pozwolą mi jeszcze kiedykolwiek do ciebie przyjść? – spytał Jongin następnego dnia na przerwie śniadaniowej, kiedy razem z Sehunem uciekli przez Baekiem na dach szkoły.
- Możliwe. Oni raczej nie rozpamiętują takich rzeczy. Poza tym, teraz mam pretekst, żeby częściej przychodzić do ciebie na naukę. – Jongin westchnął, zawiedziony. Oczywiście, z przygotowań do sprawdzianu nic nie wyszło i Sehun oblał, a on był zobowiązany mu pomóc, więc przeczuwał, że tym razem spotkanie odbędzie się u niego. I miał szczerą nadzieję, że się mylił.

            Teraz stał przed straszącym pustkami domem, nie bardzo wiedząc co ma w tej chwili zrobić. Nie wiedział, czy rodzice Sehuna są w domu, a nie chciał, żeby zobaczyli swojego syna w takim stanie, ale nie po to tu jechał, żeby go teraz dalej wozić po mieście. Wjechał na podjazd i wyłączył mruczący silnik. Rozglądając się na boki z obawy przed ujrzeniem nadjeżdżającego czarnego bmw, wysiadł z samochodu i poszedł do drzwi od strony pasażera. Otworzył je i pociągnął Sehuna za rękaw koszuli.
- Sehun-ah, wstawaj. Jesteśmy pod twoim domem. – młodszy chłopak otworzył zdezorientowane i zaspane oczy.
- Jesteśmy u ciebie. Idź do domu i do swojego pokoju, połóż się i odpocznij. – Jongin mówił szeptem, jakby bał się, że ktoś może go usłyszeć. Jego nogi były jak z waty. Sehun jakoś wygramolił się spod Baekhyuna, który spał jak zabity i dał się poprowadzić do drzwi wejściowych swojego domu.
- Jongin, stało się coś? Jesteś jakiś… inny. – Sehun nie mówił wyraźnie, ale Jongin nie miał żadnych problemów ze zrozumieniem go.
- Wszystko w porządku, po prostu jestem trochę zmęczony. Idź już. – młodszy posłał mu na koniec długie, przenikliwe spojrzenie, od którego Jongin dostał dreszczy, a potem w końcu wszedł do domu. Pozostało tylko odwiezienie Baekhyuna.
            Do niego jechało się bardzo szybko, bo był tylko kilka ulic od wielkiego domu rodziny Sehuna. Tym niemniej, Jongin chciał go zabić, bo w trakcie tej krótkiej jazdy Baek zaczął strasznie chrapać i kontynuował to nawet wtedy, kiedy, niesiony na rękach, został oddany swojemu starszemu bratu, który z dezaprobatą przyjął chłopaka. Jongin przeprosił szczodrze Baekboma, zanim wsiadł do swojego smarta i pojechał do domu. Zajął jedno jedyne wolne w tej okolicy miejsce na niestrzeżonym parkingu, wyszedł z auta, zamykając je dokładnie i jak na szpilkach przeszedł między blokami do swojego mieszkania. Wchodzenie po schodach było udręką, szczególnie wtedy, kiedy miał wrażenie, że zaraz podda się emocjom i zasłabnie. W końcu jednak udało mu się dojść  do drzwi swojego mieszkanka. Otworzył je z łatwością, a kiedy był już w środku, pozamykał drzwi na każdą, nawet najmniejszą zasuwkę. Chociaż wiedział, że to by i tak mało dało. Chwiejnym krokiem poszedł do sypialni i upadł na swoje łóżko. Był tak zmęczony, że zasnął, mimo wielkiego strachu, że w trakcie snu ktoś może mu coś zrobić. Ale w jego głowie, przez całą noc, krążyło jedno pytanie. Czemu ktoś chciał mnie zabić?

1 komentarz:

  1. yeeey dużo sehuna i jongina było w tym rozdziale :3 ♥ me serce płacze ze szczęścia ♥ i to smutne, że jongin na przyszłych teściach zrobił złe wrażenie XD" i bosze czo to jacyś snajperzy :< ja chce tutaj fluffy XDDDD ale ja fluffy chce wszędzie! ale dobrze dobrze, to ja czekam na akcję z prologu, gdzie miał opaskę na oczach mrrrrrrrr <333 sexy XD ale no kurczę to niebezpiecznie wygląda :C i miałam beke z tego jak bekon chrapał i czemu ja to sobie idealnie umiem wyobrazić? XDDDDD *i usłyszeć haha*

    OdpowiedzUsuń